„Uznałem, że powinienem poddać się weryfikacji wyborczej także w związku z moim świadectwem wiary. Mieszkańcy Goleniowa będą mogli ocenić, czy uważają mnie za kompletnego dewota i człowieka, który postradał zmysły, czy też za kogoś, kto intencjonalnie zabiega o ich dobro.”
Zaś w samym akcie zawierzenia zawarł słowa: „Jezu Chryste, Królu Wszechświata, staję dzisiaj przed Tobą z osobistą intencją, zawierzenia siebie, swojej rodziny i wszystkich mieszkańców mojej gminy Tobie, który jesteś i drogą, i prawdą, i życiem. Prowadź nas Panie w codziennym życiu.”
Od kiedy burmistrz Robert Krupowicz stracił swoją „większość” w Radzie Miejskiej w Goleniowie nie ustaje w atakach na radnych tzw. opozycyjnych.
W swym zacietrzewieniu zdarza mu się krytykować i „własne podnóżki”, kiedy winą za swoje błędy, obarcza całą Radę.
Z uporem maniaka prowadzi swoją dziwaczną grę ucieczki i działań zaczepnych w social mediach.
Od powrotu z długotrwałego zwolnienia lekarskiego burmistrz przestał pojawiać się na sesjach Rady, o obradach Komisji nie wspominając. Aktywny jest za to na swoim publiczno-prywatnym profilu na Facebooku.
Wizerunek burmistrza o związanych rękach, który chce dobrze, ale przez złych radnych nic zrobić nie może, pomagają utrwalać w głowach internautów inspektor ds. komunikacji społecznej Cezary Martyniuk oraz zatrudniona na stanowisku pomocy administracyjnej Anna Szczerba.
Gdzie te czasy, kiedy w Radzie zasiadała bezwzględna większość, ślepo popierająca swego burmistrza?
Gdzie te czasy, kiedy jedynym zmartwieniem burmistrza podczas sesji czy komisji było reżyserowanie spektaklu pt. „Obrady organu stanowiącego i wykonawczego Gminy Goleniów”?
Burmistrz Robert Krupowicz wielokrotnie dał do zrozumienia, że nie znosi słów krytyki, dociekliwych pytań, a w szczególności tłumaczenia się z podejmowanych jednoosobowo decyzji.
Pamiętacie historię sprzed kilku lat, kiedy burmistrz Robert Krupowicz próbował upokorzyć radnego?
Przypomnijmy tę historię ,za pomocą spisanych przez samego bohatera tamtego wydarzenia słów – radnego Ireneusza Zygmańskiego.
Wpis nosi tytuł Zaciemniające wyjaśnienia, czyli jak Burmistrz Krupowicz zdemaskował wojującego ateistę

(fragment)
Komisja na to posiedzenie zaprosiła Burmistrza Gminy Roberta Krupowicza, który pojawił się w towarzystwie obu zastępców, Tomasza Banacha i Henryka Zajko. Przyszedł także zaproszony Prezes Zarządu Stowarzyszenia Motocyklistów Goleniowskich pan Jacek Szambelan. Ten ostatni w towarzystwie pana Pawła Bartoszewskiego, który przedstawił się jako „osoba z zewnątrz, wspierająca SMG”.
…
Gdy dalej pytałem, czy nie pojawiły się u niego jakieś moralne wątpliwości co do celów festiwalu, który jest całkowicie komercyjny, a ponadto rodzi kontrowersje (ich dobitnym wyrazem było najpierw poprzednie posiedzenie Komisji Spraw Społecznych, prowadzące do przeprowadzenia bieżącego), pan Krupowicz nic zdrożnego nie odnotował. Na końcu odpowiedzi powiedział natomiast coś takiego: „Widzę pozytywny aspekt całej tej dyskusji. Otóż pan Zygmański, taki zdeklarowany antyklerykał i wojujący ateista, podejrzewam że doświadcza w tej sytuacji nawrócenia. I chciałbym, żeby pan wiedział, o czym pan mówi. (…) I niech pan przeczyta, a jak pan uzna, że już coś z tego zrozumiał, to proszę mi oddać moje Pismo Święte”. To mówiąc pan Krupowicz podszedł, z trzymanej w ręku reklamówki coś wyciągnął i położył przede mną na stole.
Kiedy burmistrz szedł w moim kierunku, ledwie słyszałem, co do mnie mówi, a rozumiałem jeszcze mniej. Patrzyłem z fascynacją na jego twarz. A zbliżał się ku mnie z takim uśmiechem, jak na fotografii obok: twarz ściągnięta w sztywny grymas, zaś oczy jak stalowe noże. Nawet trochę się bałem, że wyciągnie z tej reklamówki pistolet. Jego słowa dotarły do mnie dopiero wtedy, gdy odszedł, a przede mną leżała na stole Biblia. Przyznam, że wyłączyłem się z dalszego toku spotkania na parę minut, a moje myśli były daleko od sali obrad.
Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy i w jaki sposób dałem się poznać jako zdeklarowany antyklerykał, a tym bardziej jako wojujący ateista. Czym się to u mnie przejawiało? Przecież nigdy się publicznie nie wypowiadałem na tematy religijne, nigdy nie uczestniczyłem w żadnych otwartych dyskusjach światopoglądowych, nie krytykowałem nikogo za stosunek do religii, nie napisałem ani jednego słowa przeciw komukolwiek z powodów religijnych. Nawet w prywatnych rozmowach nie są to tematy, w jakich zabierałbym głos. Nie próbowałem nikogo do ateizmu namawiać czy przekonywać. Bo że jestem ateistą, to wyłącznie moja prywatna sprawa. Przez pół wieku ani razu jeszcze nie miałem na ten temat żadnej kontrowersji z nikim. Nie mam pojęcia, skąd burmistrz zna mój światopogląd, a już zupełnie nie wiem, jak mógł sobie o mnie wyrobić opinię kogoś, kto agresywnie ateizmem się posługuje.
Później przyjrzałem się egzemplarzowi Biblii, którą burmistrz mi dał. Piękna książka, oprawiona w grubą skórę. Wyglądała jak nowa, dziewicza, prosto z drukarni. Nie tak, jak dwa egzemplarze różnych wydań, które mam w domu; każdy przeczytałem sumiennie po dwa razy od deski do deski, inni domownicy dołożyli swoje, więc się trochę zużyły. Dziwne, czemu ateista czyta Biblię? Pewnie znam ją lepiej niż niejeden żarliwy chrześcijanin – po prostu sądzę, że każdy człowiek powinien to dzieło znać. Znalazłem tam wiele wskazówek moralnych, jak w życiu postępować, cenię ją też za piękny język.
Kartkowałem ten śliczny egzemplarz, nie bardzo wiedząc, co mam z nim zrobić. I wtedy zauważyłem kartę wklejoną pod okładką. Pomyślałem, że burmistrz coś tam do mnie napisał. Była na niej treść, jaką zauważycie na zdjęciu zamieszczonym obok. Dopiero doszło do mnie, że pan Krupowicz dał mi Biblię swojego dziecka! Przyznam, że teraz rzeczywiście się zdenerwowałem. Czemu burmistrz miesza córkę do swojej prywatnej wojny? Czyżby nie miał w domu pod ręką innego egzemplarza, swojego, który mógłby poświęcić w wypadku utraty? Co bowiem taki antychryst jak ja z Pismem Świętym uczyni, pewności nie ma żadnej.
I teraz już poważnie, bez ironii. Biblię zwróciłem burmistrzowi natychmiast, jeszcze na posiedzeniu, tuż przed swoim wyjściem. Podziękowałem mu i poprosiłem, by oddał ją swojemu dziecku.
…
Burmistrzowskie przedstawienie zostało wcześniej przygotowane, wyreżyserowane i pewnie przećwiczone przed lustrem. Biblia w reklamówce nie znalazła się przypadkiem, miała zagrać jako rekwizyt wobec widzów na sali. Nie była to sztuka wysokiego lotu. Ta fanfaronada przypominała mi pamiętne zagrania w stylu partii Palikota, która do perfekcji dopracowała wykorzystywanie różnych spektakularnych gadżetów dla dyskredytacji przeciwników. A to pistolet, a to świński ryj, a to wibrator. Czyżby burmistrz lekcje pobierał u tych samych mistrzów czarnego piaru? Przykro mi, że księgę najważniejszą dla tak wielu wykorzystano jako rekwizyt w marnym skeczu.
https://ireneusz7.rssing.com/chan-51177080/latest.php
Dziękujemy Panie Ireneuszu, że dzielił się Pan z mieszkańcami swoimi spostrzeżeniami, opisując w barwny sposób pracę w Radzie Miejskiej zawłaszczonej przez Roberta Krupowicza.
(red.)